17 marca, 2014

Rozdział dziesiąty ,,Anioły, co drogi swej znaleźć nie mogą"


HASHTAG- #ShrovetideFF
 
Wpisujcie się na listę osób informowanych. 

***

,,Nawet jeśli to miejsce nie jest tak wspaniałe i piękne, na jakie wygląda, znajdziemy sposób, by je takim uczynić" - Mark Helrpin w książce ,,Zimowa opowieść"

***

~Teraźniejszość~

Jeśli sądzicie, że nie ma historii gorszych od waszych koszmarów z przykrością muszę stwierdzić, że jesteście w błędzie.
To co dzieje się w waszych snach jest nieporównywalne do tego co kiedyś działo się naprawdę.
Co kiedyś było ich codziennością.
Co ich zniszczyło a zarazem zbudowało.
Co pozostawiło na nich swój ślad.
Co nigdy nie umarło.
Co nigdy nie odejdzie.
I nigdy nie przestanie ranić.  

~Harry~

Usiadłem na brzegu kanapy, chowając twarz w swoich dłoniach. Potrząsnąłem gniewnie głową, próbując odpędzić wszystkie dołujące myśli, które od pewnego czasu, towarzyszyły mi niemalże przez cały czas. Byłem zły na siebie, że postąpiłem w tak nieracjonalny sposób i niczym pieprzony książę na białym koniu, przyjechałem do niej w środku nocy żeby w heroicznym geście, pociąć sobie skórę tym samym kawałkiem szkła co ona. Nie miałem pojęcia dlaczego to zrobiłem ale im dłużej o tym myślałem tym bardziej zdawałem sobie sprawę jak idiotyczne to było. Szukałem wytłumaczenia w moim stanie nieświadomości, który był skutkiem wysokiej gorączki.
Ale zdawałem sobie sprawę z tego, że byłem całkowicie świadom swoich czynów.

Co ona sobie o mnie pomyślała? 

Zapewne, że jestem szaleńcem. Tak, to na pewno. Trudno było mi ocenić czy naprawdę nim byłem. Tacy ludzie zazwyczaj robią rzeczy, których nie do końca przemyślą a miałem wrażenie, że mój gest był całkowicie przemyślany. 
Ukradkiem na nią spojrzałem. Kiedy tylko zasnęła przeniosłem ją z niewygodnej podłogi na miękką kanapę, ponieważ z własnego doświadczenia wiem, że spanie na podłodze jest niewygodne.

Szczególnie wtedy kiedy z dołu dochodzą do ciebie krzyki twojej matki. 

Potrząsnąłem głową odganiając od siebie tę myśl i ponownie skupiłem się na dziewczynie leżącej przede mną. Zmrużyłem oczy, delikatnie podnosząc jej dłoń, ze wszystkich sił starając się być najciszej jak tylko się da. Otworzyłem szeroko buzię kiedy moje oczy zaczęły skanować różnych rozmiarów blizny oraz rany, które ciągnęły się od linii łokcia po sam nadgarstek. Zakręciło mi się w głowie kiedy cztery razy liczyłem je by być pewnym, że się nie pomyliłem.
Ale jednak miałem rację.
Jej lewą dłoń zdobiło dokładnie dwieście trzydzieści sześć szram a mi zabrakło odwagi aby poznać "zawartość" drugiej dłoni. Delikatnie ułożyłem jej dłoń z powrotem na pościeli i zacząłem rozglądać się za jakąś apteczką.
Czułem się źle z tym, że grzebię w jej mieszkaniu ale uznałem okoliczności za łagodzące. Zanim znalazłem pożądane czerwone pudełko, udało mi się chwycić z wnętrza narożnej szafki szczotkę i szufelkę. 
Najciszej jak tylko potrafiłem odłożyłem wcześniej znalezione przedmioty na podłogę i na palcach wróciłem do salonu.
Po cichu wyjąłem z małej walizeczki bandaż, gazę oraz wodę utlenioną. Nie znalazłem żadnej maści więc postanowiłem posłużyć się tym co w niej znalazłem.
Zamoczyłem gazę w zimnym płynie i delikatnie pocierając świeże rany, modliłem się żeby nie wyrwało jej to ze snu. Po skończeniu wcześniej przerwanej czynności, wyrzuciłem zużyte gaziki do kosza a resztę odłożyłem na miejsce. Podniosłem z podłogi szczotkę i szufelkę i zacząłem zbierać większe kawałki szkła rękoma, a te mniejsze, które wielkością przypominały pył, zgarnąłem za pomocą szczotki a następnie wyrzuciłem. Muszę pamiętać żeby wychodząc, zabrać ten worek do kontenera stojącego przed budynkiem. 
Zrobiłem po sobie porządek i nie wiedząc co ze sobą począć usiadłem na fotelu aby mieć na nią dobry widok. Leżała spokojnie, na tym samym boku co przedtem a jej usta były lekko rozchylone.
Przymknąłem oczy, ciężko wzdychając. Byłem wyczerpany zarówno psychicznie jak i fizycznie czując, że moje policzki zrobiły się krwistoczerwone od wysokiej temperatury. Oparłem głowę o oparcie fotela i zasnąłbym gdyby nie dokuczliwa wibracja mojego telefonu. Przewracając oczami, wyciągnąłem ostrożnie irytujące urządzenie, a kiedy na nie spojrzałem otworzyłem oczy szerzej ze zdziwienia.

Adrienne: 23 nieodebranych połączeń 
Niall: 8 nieodebranych połączeń 
Zayn: 3 nieodebrane połączenia
Louis: 1 nieodebrane połączenie

Telefon co chwilę rozświetlał się, kiedy docierały do mnie nowe wiadomości tekstowe. Każda z nich była podobnej treści.

Jesteś w czarnej dupie, Styles.

Przekląłem cicho pod nosem, kiedy próbując nawiązać połączenie z którymkolwiek z nich, głos po drugiej stronie oznajmiał, że nie mam żadnych środków na koncie. 
Równie dobrze mogłem zaczekać aż któreś z nich zacznie dzwonić i odebrać ale w momencie kiedy o tym pomyślałem, ekran telefonu zgasł. Próbowałem uruchomić go jeszcze kilkakrotnie, ale każda próba kończyła się niepowodzeniem.

Zajekurwabiście.

Sfrustrowany potarłem swoje oczy palcami i zacząłem intensywnie myśleć nad tym co powinienem teraz zrobić. 
Najrozsądniejszy byłby chyba powrót do mieszkania ale z drugiej strony nie chciałem zostawić Blair same, szczególnie w tym stanie. Główne źródło niebezpieczeństwa zostało usunięte, ale byłem niemalże pewny, że w swoim mieszkaniu ma ukrytych więcej takich rzeczy a ja nie miałem prawa do grzebać w jej rzeczach, więc nie mogłem jej tego odebrać.

Może uda mi się skoczyć szybko do mieszkania i wrócić zanim się obudzi?

Na wszelki wypadek napisałem jej krótką wiadomość, którą zostawiłem w dobrze widocznym miejscu.
Zanim wyszedłem z pokoju, jeszcze raz obejrzałem się za siebie. 
Nieświadomie uśmiechnąłem się i ku mojemu zdziwieniu nie był to jeden z tych wymuszonych uśmiechów, który zawsze nosiłem na twarzy.
Tym razem był prawdziwy i mogłem śmiało przyznać, że leżąca przede mną dziewczyna była tego powodem.

~Blair~

Kiedy się obudziłam Harry'ego już nie było.
Tak właśnie było z ludźmi- dawali nadzieję, wspierali a potem odchodzili bez słowa.
Pierwsze łzy spłynęły po mojej twarzy na wspomnienie osób, które kiedyś były mi bliskie a teraz wydają się obcymi osobami, z którymi nigdy nie miałam do czynienia. Sfrustrowana chwyciłam poduszkę i wyładowałam na niej całą swoją złość, uderzając w nią pięściami. 
Na koniec rzuciłam ją przez pokój, wydając z siebie krzyk. Słona ciecz wypływająca z moich oczu nie była już łzami smutku tylko złości. Nie mogłam uwierzyć w to, że Harry po prostu wyszedł zostawiając mnie samą.
Im dłużej uderzałam w poduszkę, tym więcej pytań sobie zadawałam.
Po chwili głosy zaczęły bombardować moją głowę i nie byłam w stanie wydusić z siebie nawet przeciągłego jęku więc przeturlałam się z kanapy na podłogę, która jakiś czas temu była pełna szkła i krwi, a teraz niemalże lśniła.
Chwyciłam się za skronie i nie mogąc wytrzymać kolejnych słów wykrzyczanych w moją stronę, wyciągnęłam rękę w kierunku miejsca, w którym jeszcze niedawno leżała gromadka szkła ale ku mojemu zdziwieniu to miejsce było puste.
Krzyknęłam jeszcze głośniej, nie mogąc znieść świadomości, że moja jedyna odskocznia została mi właśnie odebrana.
Z całej siły drapiąc swoje dłonie zaczęłam się zastanawiać dlaczego Harry nie może przestać wtykać nosa w nie swoje sprawy i zostawić mnie po prostu w spokoju. Było to dla mnie niepojęte tak jak powód, dla którego zależało mi na tym żeby nie opuszczał mniej tej nocy.
Nie byłam samotna z własnego wyboru. Przez całe życie próbując nawiązać z kimś bliższy kontakt byłam odrzucana. Ale ten początkowy etap poznawania się z Harrym już przeszłam i o dziwo on nadal tu był.
I nie mogłam powstrzymać uśmiechu, kiedy przyjemne ciepło rozlało się po moim sercu widząc malutką karteczkę leżącą na stoliku. 
To dało mi nadzieję na to, że może nie będę musiała już czuć się tak strasznie źle i szukać odskoczni w kaleczeniu swego ciała. 
Może tą odskocznią będzie Harry, a jeśli nie, to myślę, że będą to wspomnienia, w których on będzie grał główną rolę.
Istniał tylko jeden problem.
Najpierw trzeba te wspomnienia umieć zbudować. 

***

~Harry~

Zaparkowałem swój samochód na parkingu pod blokiem i oparłem głowę o kierownicę. Nadal miałem gorączkę i raczej w najbliższym czasie nie zapowiadało się na to żeby spadła co cholernie mnie denerwowało ponieważ chciałem trzeźwo myśleć i mieć kontrolę nad tym co robiłem. 
Nie wiedziałem, która była godzina ale po właśnie wschodzącym słońcu wywnioskowałem, że czwarta bądź piąta rano. Parking był całkowicie pusty ponieważ w nocy, mieszkańcy osiedla trzymali samochody w podziemnym parkingu a wyprowadzali je dopiero koło siódmej.
Byłem samobójcą. Tchórzem, który nie miał odwagi żyć, a jak na tchórza przystało, bałem się wielu rzeczy. Nie tylko życia.
Bałem się stania twarzą w twarz z moimi przyjaciółmi po wszystkim co zrobiłem. Wiedziałem, że powinienem postąpić inaczej, ale tego nie zrobiłem. Nie mogę cofnąć czasu ani zmienić biegu wydarzeń. Uspokajał mnie fakt, że nikt tak naprawdę nie wiedział co działo się w mojej głowie. Nie wiedzą, że błędy, które przy nich popełniam są o wiele mniejsze niż te, których dokonuję pod osłoną nocy, kiedy nikogo przy mnie nie ma.
Za każdym razem obiecuję sobie, że już więcej nie popełnię tego samego błędu.
Podobnie jest z okaleczaniem się. Robisz to raz a potem dziesiątki razy obiecujesz sobie, że już więcej tego nie zrobisz. Że ta kreska była tą ostatnią, ale nie jest i doskonale zdajesz sobie z tego sprawę.
Uśmiechasz się patrząc na przysychające strupy i jesteś dumny, że dotrwałeś do momentu, w którym rany zaczynają się goić. 
Ale są ludzie tacy jak ja, którzy im na to nie pozwalają bo po prostu tego nie potrzebują. Nie czują potrzeby bycia silnym i kimś kogo można uważać za wzór do naśladowania. 
Uważam, że gdyby wszyscy ludzie na tym świecie zaczęli podążać moimi ścieżkami, świat byłby pełen aniołów. Nie tych białych z pięknymi skrzydłami i wyidealizowanymi twarzami. Anioły są postrzegane jako istoty piękne, bez żadnej skazy ale ja uważam, że prawdziwe anioły to takie, które żyją między nami i ze wszystkich sił, rozpaczliwie próbują odnaleźć swoją drogę do domu.
Czerwone anioły. Tak się nazywają. Czerwone, bo zostały poplamione czerwoną cieczą, której nazwy w ich świecie nikomu nie wolno wymawiać. Czerwone, bo ich serca chociaż zgaszone cierpieniem nadal biją, sprawiając, że ich nadgarstki stają się czerwone. To anioły, których jest wiele, ale są jakby... niewidzialne? Nikt nie widzi tego jak cierpią i jak poszukują swej drogi.
Chciałbym żeby na tym świecie znalazł się ktoś, kto pomoże im tę drogę odnaleźć. Ale nie do tego domu, z którego przybyli tylko do tego, w którym czeka na nich szczęście.
Może i byłem jednym z nich, ale wiedziałem, że dalsze próby odebrania sobie życia były skazane na porażkę, ponieważ moja droga została już dawno odnaleziona. 


***

Odłożyłem klucz na komodę przy drzwiach i opierając się o nią, zdjąłem ze stóp białe conversy.
- Niall? - powiedziałem cicho nasłuchując czy nie ma go przypadkiem w którymś z pomieszczeń. Zmarszczyłem brwi kiedy usłyszałem szmer w jednym z pomieszczeń. 
Dopiero później zdałem sobie sprawę, że to nie był szmer telewizora czy innego urządzenia.
Otwierałem po kolei każde drzwi, ale w żadnym z nich nie znalazłem niebieskookiego blondyna. Nie wiedząc czemu moja intuicja podpowiadała mi żeby otworzyć lodówkę. Na blacie i w wielu innych miejscach walały się reklamówki z pobliskiego supermarketu ale ku mojemu zdziwieniu lodówka świeciła pustkami.
Jeszcze bardziej zdezorientowany niż wcześniej, podszedłem do drzwi łazienki i przyłożyłem ucho do drewnianej powierzchni. Kiedy rozpoznałem ten dźwięk, bez wahania nacisnąłem klamkę i gwałtownie popchnąłem drzwi do przodu.
Jakiekolwiek słowa zamarły na moich ustach, kiedy zobaczyłem swojego najlepszego przyjaciela w sytuacji, w jakiej nigdy nie spodziewałem się go spotkać.

***

Jak myślicie? Co zbroił Niall? :) 

Dobra, krótko i na temat.

DZIĘKUJE MOJEMU KOCHANEMU PYSZCZKOWI @messtyles za wykonanie szablonu na bloga!  
 
Wiem, że jest za dużo opisów etc. i za mało akcji, ale to był ostatni taki rozdział. W następnym pojawi się więcej dialogów a mniej opisów- tak jak chcieliście.

Przepraszam, że musieliście tyle czekać na rozdział ale w szkole mam zapieprz jakich mało. Mam nadzieję, że uda mi się coś napisać do końca tego tygodnia.
Nie ukrywam, że jest mi teraz ciężko ponieważ no cóż, wróciłam do robienia pewnych rzeczy i mimo iż powtarzam sobie, że nigdy więcej tego nie zrobię, to po każdym posiłku jest to samo. Więc proszę was o wyrozumiałość bo w tym momencie jest mi naprawdę ciężko.

Smuci mnie spadek komentarzy no ale cóż. Moje gadanie i tak na nic się nie zda a tak poza tym nikt nie przeczyta notki do tego momentu więc odpuszczę sobie zbędne gadanie 

twitter/ask

HASHTAG- #ShovetideFF

8 komentarzy:

  1. bardzo mi się podoba ten rozdział i nie wiem dlaczego inni narzekają z powodu dużej ilości opisów, to nadaje temu taki charakter specyficzny :)
    wiedz, że z większością problemów dla się walczyć i na pewno Twój się do takich zalicza, więc bądź dobrej myśli, nie wiem dokładnie co się dzieje, ale z małego urywka jednak czegoś można się dowiedzieć , przykro mi, że zmagasz się z czymś tak trudnym, jeśli się nie mylę :)
    dużo wytrwałości w tym co robisz i co kochasz robić najbardziej, by każdy dzień był wyjątkowy , by każda droga była bardziej prosta na zakręcie i każdy kolejny dzień był nadzieją na lepsze jutro :)
    najszczersze pozdrowienia i całusy :*
    @RembiszRembisz

    OdpowiedzUsuń
  2. jej super rozdział, czekam na kolejny <33

    OdpowiedzUsuń
  3. Niall szczerze nie mam pojęcia co mógł robić (dobra przyszła mi jedna rzecz na myśl, ale to nie takie opowiadanie). Zgaduję, że się ciął, ale idk.
    Nie rozumiem i pewnie nie zrozumiem ludzi, którzy się okaleczają (wiem, że na pewno mają powód by to robić i trzeba im pomagać), ale nazwa Czerwone Anioły jest taka śliczna, chociaż okropnie smutna.
    Przepraszam głowa mnie boli, nie wiem o czym piszę....
    Czekam na następny
    @JaZiemniak_

    OdpowiedzUsuń
  4. rozdział jest cudowny, czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń
  5. piękny rozdzial

    OdpowiedzUsuń
  6. Uwielbiam to w tym fan fiction , że jest takie głębokie dające do myślenia. pomagające uporać się z problemami. Nigdy tak nie miałam że przy każdym rozdziale jakiegoś fan fiction płakałam aż do teraz... Kocham to co robisz ze mną z moimi uczuciami które mi ciąża pozwalasz im wypłynąć :) podziwiam i kocham <3 <3 <3 Dziękuję

    OdpowiedzUsuń
  7. "Czerwone anioły. Tak się nazywają. Czerwone, bo zostały poplamione czerwoną cieczą, której nazwy w ich świecie nikomu nie wolno wymawiać. Czerwone, bo ich serca chociaż zgaszone cierpieniem nadal biją, sprawiając, że ich nadgarstki stają się czerwone. To anioły, których jest wiele, ale są jakby... niewidzialne? Nikt nie widzi tego jak cierpią i jak poszukują swej drogi."

    cudowne, piękne.. popłakałam się czytając ten rozdział.. ily @alice13belieber

    OdpowiedzUsuń
  8. hej. coś mi się zrobiło i nie mogę skomentować następnego rozdziału. dlatego ten komentarz jest do ROZDZIAŁU 11 !!!!!

    uwielbiam twój styl pisania i to że to opowiadanie jest takie nieoczywiste i porusza ważne problemy. Na wszystkich rozdziałach jestem bliska łez bo to na prawdę wzruszające. jeszcze w tym rozdziale jak przeczytałam o Horanie to prawie mi serce pękło. kurczee czekam na następny rozdział z takim zniecierpliwieniem... egh. ciekawa jestem końca ale nie chcę go szybko. i tak odnośnie tej notki pod tamtym rozdziałem. mam nadzieję że z tą osobą będzie wszystko dobrze, że da sobie radę. wiem co to znaczy mieć nachrzanione w życiu i nie umieć sobie z tym poradzić. trzymam za nią kciuki i pozdrów ją ode mnie chociaż jej nie znam.

    cieszę się że piszesz tego bloga.
    tt; @olciiiia97

    OdpowiedzUsuń