22 grudnia, 2013

Rozdział trzeci ,,Belgrave Road"


Wpisujcie się na listę osób informowanych 


***


Ten rozdział dedykuję Oli, która nauczyła mnie pozytywnego myślenia oraz tego, że zawsze jest jakieś wyjście z trudnej sytuacji. Przepraszam cię za te wszystkie razy, kiedy chciałam od Ciebie odejść. 

*** 


,,Uśmiecham się wtedy i mam przez chwilę wrażenie, że nie jestem sam. Ale jestem i w głębi duszy wiem, że zawsze będę" - Nicholas Sparks 


***

~Bez perspektywy~ 

Zwykli śmiertelnicy boją się śmierci. Jest to chyba najgorsza rzecz jaką mogą sobie tylko wyobrazić, prawda? Jest czymś przerażającym. Jest rzeczą, o której starają się nie myśleć. Ale to oni, zwykli śmiertelnicy. Dla niektórych śmierć jest z założenia nieosiągalnym marzeniem, do którego dążą raz na jakiś czas, doświadczając nieudanych prób, aż w końcu tej jednej, udanej, która kończy się pomyślnym rezultatem. Wizja tego, że za lata, miesiące, dni, nasze serce przestanie pompować krew do mózgu, nogi odmówią posłuszeństwa, a ciało zostanie złożone i szczelnie zamknięte w drewnianej trumnie, wywołuje u nich przerażenie i natychmiastową zmianę tematu. Ludzie boją się mówić o takich rzeczach. Najbardziej boją się tego co ich spotka na tej kruchej granicy znajdującej się między ziemią a niebem.

Czasem coś może nam przeszkodzić w prowadzeniu spokojnego, osiadłego trybu życia. Choroba, wypadek, akt samobójstwa... no właśnie, samobójstwo. Czy ono jest naprawdę wyjściem? Z punktu widzenia osoby dorosłej, która jest już na tyle stabilnie psychiczna aby móc sobie radzić nawet z najtrudniejszymi sytuacjami w życiu, nie jest to najlepsze rozwiązanie. Jednak osoba, która w skrajnych warunkach musi wybrać między życiem a śmiercią, wybiera tę drugą opcję. Teraz zastanówmy się dlaczego coraz więcej ludzi podejmuje taką a nie inną decyzję. Może świat ich niszczy? Jaki świat, człowieku. To nie świat ich niszczy, tylko ludzie, którzy nie umieją z niego w pełni korzystać i cieszyć się bezcennym darem, który został nam podarowany wraz z ciałem i duszą. Nie doceniają wartości jaką ma w sobie życie oraz posiadanie szczęśliwej, pełnej rodziny. Ofiarami negatywnego działania jaki wywiera na nas życie są zazwyczaj osoby wrażliwe, które odbierają wszystko bardziej emocjonalnie i są mniej odporni na ból innych tak samo jak na ten swój własny, który odczuwają ze zdwojoną siłą.
Wrażliwi podobno kochają najmocniej, najprawdziwiej i na zawsze. 
Skoro to prawda, dlaczego są najbardziej krzywdzone? Każdy pragnie być kochanym oraz szczęśliwym. Mieć możliwość dzielenia się tym szczęściem z innymi wydaje się kuszącą perspektywą, prawda? Dlaczego więc po prostu nie pozwolą wejść do swojego serca osobie, która najbardziej na to zasługuje...? 
Boją się miłości. Tak, dobrze przeczytałeś. Boją się zakochać wiedząc, że każde ludzkie życie kiedyś dobiegnie końca. W pewnym momencie zostanie samotny i pozostanie tylko tęsknota za osobą, która wydawała się być naszym towarzyszem na całe życie. Masa wspomnień, do których nie będziemy chcieli wracać a tym bardziej dyskutować o nich z innymi. Boją się samotności oraz tego, że sami nie dadzą sobie rady udźwignąć ciężaru jakim jest pustka po stracie kogoś ważnego, który zmieniał nasze życie na lepsze. 
Bezbronna dziewczyna leżała na podłodze patrząc śmierci prosto w twarz. 
Zasłużyła na to wszystko co ją spotkało? Miała prawo zakochać się, wyjść za mąż, mieć mnóstwo dzieci, wnuków i prawnuków a potem umrzeć w spełnieniu jako pomarszczona staruszka w ciepłym łóżku. Miała prawo doświadczyć tej przyjemności, jaką było siedzenie chłodnymi, jesiennymi, wieczorami z filiżanką ulubionej herbaty z owiniętym wokół niej ramieniem męża, wspominając najzabawniejsze momenty ich młodości, kiedy to potajemnie wymykali się z domu, aby spędzić ze sobą każdą wolną chwilę jaka pozostała im do końca życia. 
Znalazła sobie innego towarzysza, który prawdę mówiąc, prowadził ją donikąd. Prowadził ją do śmierci. Czy zasługiwała na taki los? Nikt nie zasługuje. A czy ten chłopak leżący samotnie w łóżku też zasługiwał na to aby leżeć tam sam? Zasługiwał na cały ten ból, który dusił w sobie odkąd tylko pamięta? Oboje mają potrzebę doświadczenia tak cudownego uczucia jakim jest miłość w stosunku do drugiej osoby. Nie zasługiwali na ból, który świadomie sobie zadawali, drążąc przy tym nieprzyjemne wspomnienia. Działali tym tylko na swoją niekorzyść oraz niekorzyść innych. Nie wiedzieli, że raniąc siebie ranią też ludzi, którzy z wielką chęcią wzięliby cały ten ciężar na swoje ramiona. 
Po co było im to wszystko? Świat ich niszczy?
To nie świat niszczy. To oni niszczą siebie, nie wiedząc, że w końcu to doprowadzi ich do punktu wyjścia, w którym zabraknie miejsca na zapisywanie swojego cierpienia. Bo ich po prostu nie będzie. Znikną tak, jakby nigdy nie istnieli. 

~Harry~


Z głębokiego snu wyrwał mnie dźwięk rozmowy prowadzonej w przedpokoju. Przekręciłem się na lewy bok, szczelniej okrywając swoje nagie ciało kołdrą. Kiedy najwyraźniej rozmówca nie miał zamiaru kończyć swojej jakże fascynującej rozmowy, spojrzałem na zegarek wiszący na ścianie. Wskazywał godzinę 19:00. Naprawdę przespałem prawie sześć godzin? 
- Kurwa...- mruknąłem pod nosem kiedy zerknąłem na pościel. Przejechałem wzrokiem po swoim ciele i po chwili namysłu stwierdziłem, że chyba nic nowego mnie nie spotkało. Byłem naprawdę niezadowolony z faktu, że ktoś musiał powiadomić innych domowników o swojej obecności w tak głośny sposób. Rozpoznałem cichy, ochrypły głos Zayna a także ten, którego nie da się pomylić z żadnym innym, a mowa tu o przesiąkniętym irlandzkim akcentem głosie Nialla. Usłyszałem stukot obcasów o drewnianą posadzkę, który postanowiłem zignorować. Zignorowałem też to, że kroki zbliżają się w kierunku moich drzwi. Wiedziałem kto nadchodzi i co mnie czeka. Kiedy już miałem zasnąć ponownie do pokoju wparowała zarumieniona Adrienne. Uśmiechnąłem się na sam jej widok. Wyglądała na bardzo szczęśliwą czego zdecydowanie nie można było powiedzieć o mnie. Rozejrzała się po pokoju a jej wzrok padł na rozwaloną szafę. Nie mogłem ocenić jej reakcji bo stała do mnie tyłem ale jej spojrzenie w przeciągu ułamku sekundy złagodniało kiedy odwróciła się i spojrzała na mnie śmiejąc się głośno.
- Styles, ty już w łóżku?!- zapytała rozbawiona. Wywróciłem oczami odwracając się tak aby jej nie widzieć. Nagle poczułem na sobie czyiś ciężar a gdy się odwróciłem, zobaczyłem jej wielkie, brązowe oczy w kształcie migdałów. Znałem ją od dosyć dawna i dzieliliśmy się między sobą nawet tymi najciemniejszymi sekretami. Sądzę, że wiedziała o mnie więcej niż moja mama czy nawet siostra. Nie była jednak typową "koleżanką z piaskownicy" bo poznaliśmy się znacznie później w liceum, kiedy to przeniosła się z Manchesteru. Do siedemnastego roku życia mieszkaliśmy na tej samej ulicy w Holmes Chapel, a teraz mieszkamy na jednym z większych londyńskich osiedli. Kiedy ja przeniosłem się tu z przyczyn zupełnie niezależnych ode mnie, bez wahania przyjechała ze mną. No może przesadziłem mówiąc, że bez wahania ponieważ musiała się nieźle nagimnastykować w kłótniach z rodzicami, które dotyczyły właśnie tego wyjazdu. Chcąc nie chcąc pozwolili jej jechać, jednak zrobili to tylko ze względu na to, że ich rodzice przyjaźnili się z moją mamą. Podobał mi się nasz układ, który zawarliśmy między sobą jeszcze jako nastolatkowie. Polegał on na tym, że nie będziemy na siłę robić z naszej przyjaźni "czegoś więcej", ani nie będziemy jak to ona wtedy ujęła "dobierać się do swoich majtek". Uśmiechnąłem się pod nosem, kiedy w myślach odtworzyłem to, jak wyglądała zaledwie kilka lat temu. Krótko ostrzyżone włosy i zupełny brak makijażu. Ubierała się zazwyczaj na sportowo tak aby wygodnie było jej jeździć na desce, którą nosiła ze sobą niemalże wszędzie pod pachą. Była jedną z tych dziewczyn, które zamiast iść na zakupy wolały pokopać piłkę z chłopakami i rozmawiać z nimi na tematy, o których typowa dziewczyna by nie rozmawiała. To właśnie lubiłem w niej najbardziej i najprawdopodobniej to mnie do niej przyciągnęło. Była lubiana, zwłaszcza wśród chłopaków co wzbudzało zazdrość u innych dziewczyn. Zazdrość to mało powiedziane, one wręcz kipiały ze złości. Nie mogły znieść tej świadomości, że ktoś oprócz nich może znajdować się w centrum uwagi. Postanowiły się zemścić. Zrobiły jej coś, przez co Adrienne boi się zbliżyć do kogokolwiek z wyjątkiem mnie oraz moich przyjaciół. Straciła zaufanie do ludzi i prędko go nie odzyska. Gdybym tylko mógł, wziąłbym to całe cierpienie na siebie, ale po prostu nie mogłem. Kiedy one wyładowywały na niej całą swoją złość, ja straciłem kontakt ze światem zewnętrznym. Nikt nie mógł w żaden sposób do mnie dotrzeć. Po tym wszystkim zmieniła się i to w najbardziej drastyczny sposób. Nie mówię tu już o drastycznej zmianie w jej sposobie ubierania, ale o cechy charakteru. Zamknęła się w sobie, budując wokół siebie mur. Mi samemu często było trudno stwierdzić czy wszystko u niej w porządku, czy po prostu założyła maskę i udaje, że jest najszczęśliwszą dziewczyną na świecie, którą kiedyś naprawdę była, ale przez jedno felerne wydarzenie, zniknęła tak jakby nigdy nie istniała. 
- Hazz, wszystko w porządku?- zapytała z troską w oczach, kiedy zauważyła, że leżę bez ruchu. Potrząsnąłem głową odgarniając loki z mojej twarzy. 
- Tak, zamyśliłem się, przepraszam- odpowiedziałem z udawaną radością w głosie, po cichu modląc się żeby w końcu sobie poszła. Spojrzała na mnie podejrzliwie a ja wówczas zacząłem się ciaśniej okrywać kołdrą. Nawet nie wiem kiedy została ze mnie zerwana a w moje ciało niczym stado igieł uderzył przejmujący chłód. Adrienne starała się stłumić swój krzyk, ale jednak nie udało jej się to. Przyłożyła swoją dłoń do ust a z jej oczu niekontrolowanie zaczęły płynąć łzy, mocząc jej zarumienione policzki. Cofnęła się krok napierając swoimi plecami o drzwi. Siedziałem tam z szeroko otwartymi oczami, kiedy zobaczyłem do jakiego stanu ją doprowadziłem. Kręciła przecząco głową jakby nie mogła uwierzyć w to co się stało. Otworzyłem usta aby coś powiedzieć, ale wydostał się z nich tylko przeciągły jęk bólu. Otworzyła szeroko oczy a jej zdziwienie zamieniło się w przerażenie.
- ZAYN!- wydarła się na całe gardło, co podziałało na mnie niczym wiadro lodowatej wody. Zerwałem się jak strzała z łóżka biegnąc w kierunku łazienki. Dziewczyna zagrodziła mi drogę, chwytając moją dłoń na co się delikatnie skrzywiłem. Ujęła moją twarz w dłonie, gładząc delikatnie policzki. Zawsze tak robiła kiedy byłem zdenerwowany. Spuściłem wzrok i nagle podłoga wydała mi się bardzo interesująca.
- Harry, spójrz na mnie- przemawiała do mnie cichym spokojnym głosem, nie przestając mnie głaskać. Patrzyłem wszędzie byle nie na nią. Nie mogłem... nie potrafiłem spojrzeć jej teraz w oczy - Harry, proszę...- powiedziała łamiącym się głosem. Po chwili poczułem jak moja warga zaczyna delikatnie drżeć a oczy zachodzić łzami. Usłyszałem skrzyp drzwi, który oznaczał, że Zayn wszedł do pokoju. Adrienne odprawiła go skinieniem głowy dając mu do zrozumienia, że chce abyśmy zostali sami. Usłyszałem dźwięk zamykanych drzwi i kiedy ponownie na mnie spojrzała zaniosłem się histerycznym płaczem. Dziewczyna przycisnęła mnie mocniej do swojego ciała, szepcząc mi do ucha słowa pełne otuchy. Głaskała moje loki, chcąc mnie uspokoić tym gestem. Czułem się jak tonący, który rozpaczliwie chciał się czegoś złapać. Kiedy straciłem siły opadłem na kolana a moja przyjaciółka zrobiła to samo. Klęcząc przy mnie obejmowała moje drżące ciało, nie pozwalając mu na odejście. Ciągle pytała mnie się co się stało i jak może mi pomóc. Nie byłem w stanie odpowiedzieć na żadne z jej pytań, bo byłem zbyt zajęty wylewaniem z siebie kolejnych litrów łez. Najbardziej dziwił mnie fakt, że płakałem. Nigdy nie byłem za szczególnie "wylewny". Ostatnimi czasy nawet nie byłem w stanie tego robić. Kiedy było naprawdę źle, wyładowywałem swoją złość, na innych, sobie, ale nigdy nie płakałem. To była jedna z moich nietypowych dla mnie cech. Wrażliwość.

Kogo ty chcesz oszukać...

Byłem zły sam na siebie, że pozwoliłem jej tak po prostu odejść. Byłem jedyną osobą, która mogła ją w tamtym momencie uratować, bo jak się domyślałem zapewne nikomu nie powiedziała o swoich zamiarach. W sumie jaka normalna osoba powiedziałaby komuś, że chce popełnić samobójstwo? To było jasne, że dusiła to w sobie przed obawą, że ktoś może jej przeszkodzić a jej starania pójdą na marne. Natomiast ja jak skończona pokraka nie dogoniłem jej, zostawiając na pastwę własnych uczuć, pozwalając na zniknięcie na zawsze. Przez myśl przemknęło mi myśl, że ona w tamtym momencie mogła być już martwa. Nie mogła, musiałem się upewnić, że jednak tego nie zrobiła. Ona nie mogła, nie może tego zrobić do jasnej cholery! Zwinąłem swoje palce w pięść zaciskając je na koszulce Adrienne. Pod wpływem dziewczyny powoli się uspokajałem. Gładziła moje spocone plecy, które były efektem długiego płaczu. Czułem też, że mam wysoką temperaturę. 
Co jeśli naprawdę to zrobiła? Co jeśli któregoś dnia spotkam jej rodziców i będę musiał im powiedzieć, że kiedy byłem jedyną osobą, która mogła ją uratować, po prostu się poddałem i zaprzestałem poszukiwań, bo na pieprzonych, londyńskich ulicach był jak zwykle tłok? 
Pod wpływem swoich myśli zacząłem coraz rzewniej płakać. Nie byłem tego świadom dopóki nie poczułem, że koszulka Adrienne jest już całkiem mokra od moich łez. 
Czy to nie powinno być na odwrót? Czy to nie ja powinienem ją właśnie tulić, kiedy ona płacze?
- Harry, nie płacz już, proszę...- powiedziała, cicho szlochając a ja zaskoczony na nią spojrzałem. Miała podpuchnięte oczy, z których wypływało coraz więcej łez. Ten widok dosłownie złamał moje serce na milion drobnych kawałeczków. Nie wiedziałem jak na to zareagować więc po prostu zamknąłem ją w mocnym uścisku. Zakołysałem nią lekko co spowodowało, że oboje wylądowaliśmy na łóżku. Usiedliśmy naprzeciwko siebie ale po krótkiej chwili znowu ją objąłem.
- Przepraszam...- powiedziałem ściszonym głosem, nie patrząc jej w oczy. Nie umiałem tego zrobić. Doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, że znowu ją zawiodłem. Dziewczyna pokiwała tylko głową, wycierając zaschnięte łzy ze swoich policzków. Kiedy przez chwilę siedzieliśmy wtuleni w siebie, postanowiłem przerwać niezręczną ciszę - Pójdę się ogarnąć - oznajmiłem. Wstałem i podszedłem do komody, z której wyjąłem podkoszulek, bokserki oraz dżinsy. Dziewczyna pokiwała głową rozglądając się po pokoju. Doskonale widziałem, że z trudem powstrzymuje się od łez -Nie płacz już, dobrze?- podszedłem do niej chwytając jej drobne dłonie w swoje duże. Spojrzała na mnie zaszklonymi oczami,kiwając szybko głową, po czym znowu ujęła moją twarz w dłonie. Gdyby ktoś patrzył na nas z boku pomyślałby, że jesteśmy parą. Jednak nie byliśmy i nigdy nie będziemy. Nie chcieliśmy zagrażać naszej przyjaźni.
- Harry, powiesz mi co się stało?- zapytała na jednym wdechu skubiąc rąbek koszulki, którą trzymałem w dłoniach. Westchnąłem cicho spuszczając głowę - Harry...- szepnęła gładząc moje włosy. Zauważyłem, że ostatnio często to robi. 
- Ja...- zająknąłem się- ... nie wiem- dokończyłem łamiącym głosem, po czym odwróciłem się napięcie w kierunku łazienki, zostawiając dziewczynę w zupełnym osłupieniu, czego zacząłem od razu żałować, zanim jeszcze przekroczyłem próg swojego pokoju. Cicho zamknąłem za sobą drzwi, nie chcąc zwracać na siebie uwagi pozostałych domowników. Kiedy się oddaliłem od mojego pokoju zobaczyłem jak zza korytarza wychodzi Niall z talerzem pełnym kanapek. Wiecznie głodny Niall. To nie był jakiś niecodzienny widok i mógłbym wtedy przysiąc, że lodówka świeci już pustkami, skoro zdążył się do niej dobrać. Dodam też, że Zayn wczoraj zrobił większe zakupy. Kiedy mnie zauważył uśmiechnął się szeroko nie będąc świadomym tego, że miał całe zęby upaćkane w nutelli a drobinki chleba przyczepiły się do jego aparatu ortodontycznego. Szczerzył się do mnie jak gdyby nigdy nic a ja nagle poczułem mój obiad sprzed dwóch miesięcy a może i nawet czterech. 
- Hej stary, co tam u...- urwał, kiedy talerz wypadł z jego rąk, a kanapki zostały porozrzucane po całej podłodze. Zacząłem się zastanawiać się czy był bardziej przerażonym faktem, że w jednej sekundzie stracił tyle kanapek czy tym jak wyglądam. Stawiam na obie opcje - Ja.. ja..- jąkał się kiedy próbował jakoś sensownie ułożyć zdanie. Czy ten dzień może się w końcu skończyć? 
- Daruj sobie- powiedziałem beznamiętnym tonem wymijając go. Już któryś raz z kolei pożałowałem swoich słów. Nie powinienem go traktować w taki sposób. Kiedy się odwróciłem z zamiarem przeproszenia go, w korytarzu nie zobaczyłem nikogo z wyjątkiem ciszy. Blondynek pewnie poleciał do kuchni żeby zrobić sobie jeszcze więcej kanapek. Uśmiechnąłem się pod nosem, tak jak zawsze to robiłem kiedy przebywałem w jego towarzystwie. Miał w sobie to coś, że w miejscu gdzie on przebywał zawsze było dużo śmiejących ludzi. Był szczęśliwy i z uśmiechem na twarzy dzielił się tym szczęściem z innymi. Poszedłem w głąb korytarza mając nadzieję, że nie będę musiał przeżyć konfrontacji z Zaynem bądź Perrie, która pewnie zatrzymała się u nas na kolejną noc. Czasem miałem wrażenie, że nasze mieszkanie pełni rolę czegoś w rodzaju, przytułku dla bezdomnych. Tak, Perrie była bezdomna ale nie wiem co się stało, zawsze kiedy chcę poruszyć ten temat Zayn unika go jak pies wody. Gdy otworzyłem drzwi do łazienki, w odbiciu lustra wiszącego na ścianie zobaczyłem drobną postać wychodzącą z mojego pokoju. W jednej ręce trzymała pościel, z którą wiedziałem co chce zrobić. Westchnąłem cicho kiedy do moich nozdrzy dostał się słodki zapach perfum, oraz mydła. Zayn musiał tu być i brać prysznic przede mną, sądząc po mokrej podłodze i porozwalanych naokoło ręcznikach. Tylko on umiał zrobić taki burdel wokół swojego otoczenia. Odłożyłem swoje rzeczy na bok wycierając lustro z pary. To co zobaczyłem w odbiciu lustra przeraziło mnie nie na żarty. Chyba jeszcze nigdy nie wyglądałem na tak zmęczonego. Miałem bladą jak kreda skórę, co nie było żadną nowością, podkrążone oczy, żadna nowość, oraz zielone oczy, które wydawały się stracić swój dawny blask, też żadna nowość. W sumie wyglądałem jak zwykle czyli strasznie. Przeczesałem ręką swoje włosy a kiedy oderwałem ją zobaczyłem na dłoni prawie całą garść włosów. Otworzyłem szerzej oczy a następnie wyrzuciłem je, bagatelizując to. Po wykonaniu tej czynności wyjąłem z szafki małe, brzęczące pudełeczko z dobrze znaną mi zawartością. Z trudem je otworzyłem i wysypałem na dłoń jedną, małą, zieloną kapsułkę. Zażyłem ją, popijając lekarstwo zimną wodą z kranu. Dotknąłem swoich policzków i ku mojej uldze temperatura spadła. Nie wiedząc co ze sobą zrobić usiadłem na brzegu wanny i ukryłem twarz w dłoniach.
Co jeśli nie żyje? Co jeśli jest martwa? Co jeśli rzeczywiście zażyła te tabletki?
Styles, ogarnij się. Ona żyje, przecież nie mogła tego zrobić.
Skąd wiesz, że tego nie zrobiła? Znasz ją na tyle żeby wiedzieć do czego jest zdolna?
Odezwał się kpiący głos w mojej głowie. Spoliczkowałem sam siebie za tę myśl. Kurwa... musiałem coś zrobić. Do jasnej cholery tutaj chodzi o czyjeś życie! 
Wstałem i w ekspresowym tempie nie zważając na pulsujący ból w mojej głowie wziąłem prysznic, oraz umyłem zęby. Sądzę, że chyba pobiłem rekord w najszybszym zakładaniu spodni. Kiedy byłem już kompletnie ubrany narzuciłem na siebie bluzę, która leżała gdzieś w łazience. Odblokowałem drzwi i wyszedłem na korytarz, gdzie czekał już na mnie cały komitet powitalny w postaci Zayna, Adrienne oraz Nialla. Wszyscy stali tam z rękoma skrzyżowanymi na piersiach. Wiedziałem, że oczekiwali wyjaśnień i podania przynajmniej jednego sensownego powodu, dla którego to zrobiłem. Westchnąłem cicho napierając swoimi plecami o zamknięte za mną drzwi. Adrienne była już o wiele spokojniejsza niż kilka minut temu co mnie bardzo ucieszyło, a poczucie ulgi rozlało się po całym ciele. Zdenerwowany skubałem rąbek niebieskiej bluzy. W tamtym momencie każda minuta była na wagę złota. To chyba zabrzmiało tak jakby nie było już dla niej żadnego ratunku. A może i był? Może byłem właśnie tą osobą, która może tego dokonać? Postukałem nerwowo nogą chcąc ich pospieszyć po czym naciągnąłem rękawy swojej bluzy. 
- Macie zamiar tak stać i się na mnie patrzyć? Bo nie ukrywam, że trochę mi się spieszy- powiedziałem cicho, zakładając na nogi swoje czerwone conversy. Kolejny raz pożałowałem swoich słów. Ile razy będę musiał ich jeszcze pożałować żeby w końcu przestać wszystkich odpychać? Przyjaciele spojrzeli na mnie ze współczuciem, kiedy wyciągnąłem z kieszeni swój telefon. W końcu jeden z nich potrząsnął głową i wziął głęboki oddech.
- Harry, teraz nie będziemy cię zatrzymywać bo widzimy, że się spieszysz...- jako pierwszy z nich odezwał się Zayn. Urwał kiedy nagle z jednego z pokoi wyszła rozczochrana Perrie, która jakby lunatykując powędrowała prosto do łazienki. Potknęła się o własne nogi upadając na podłogę. Zayn bez wahania do niej podszedł, ale w połowie drogi się zawrócił kiedy zobaczył, że dziewczyna dała sobie radę i zamknęła się w łazience. Po chwili znów poczułem na sobie spojrzenia wszystkich -... ale kiedy wrócisz chcielibyśmy z tobą porozmawiać. To będzie dłuższa rozmowa- zakończył swoją przemowę głośnym westchnięciem, które wydobyło się z jego ust, kiedy zebrał się na odwagę aby na mnie spojrzeć. Spuściłem głowę i pokiwałem głową. Czułem się jak dziecko, które zostało przyłapane na podjadaniu słodyczy.
- Cześć- rzuciłem krótko wychodząc na klatkę schodową. Usłyszałem za sobą kliknięcie co oznaczało, że któryś z nich zdążył już zamknąć drzwi. Przeczesałem włosy palcami nie wiedząc co ze sobą zrobić. Nie wiedziałem nawet gdzie zacząć poszukiwania. Londyn był ogromnym miastem, a ona mogła mieszkać dosłownie wszędzie. Po chwili w mojej głowie zapaliła się żółta lampka. Skoro porusza się na wózku inwalidzkim, to ma utrudniony dostęp do centrum. Kupując te nieszczęsne lekarstwa, musiała udać się do apteki położonej najbliżej jej miejsca zamieszkania. Tak poza tym wracała przez niezachęcający swoim wyglądem park, który nie należał do najpopularniejszych, a londyńczycy woleli go omijać szerokim łukiem, nawet jeśli to oznaczało spacer przez najniebezpieczniejsze dzielnice tego uroczego miasta. Musiała tamtędy często wracać skoro wybrała taki a nie inny skrót. Ucieszyłem się w duchu, kiedy przypomniałem sobie, że znam osobę, która może mi pomóc w jej znalezieniu. Louis. Tylko on miał dostęp do bazy danych i innych potrzebnych informacji, które mogą mi pomóc. Wybiegłem przed budynek trzymając w jednej dłoni swój telefon a w drugiej kluczyki do auta. Otwierając pospiesznie samochód wybrałem numer do mojego przyjaciela, który miałem ustawiony na szybkim wybieraniu. Lubiłem z nim porozmawiać kiedy miałem jakiś problem bo wiedziałem, że zachowa to dla siebie i zawsze mi pomoże, fajnie było też z nim pożartować bądź powygłupiać się. Jego zaletą było właśnie to, że umiał być poważny kiedy trzeba ale z drugiej strony miał też swoją wesołą naturę, która doprowadzała mnie często do łez. Wsiadłem do środka i usadowiłem się wygodniej w fotelu, czekając aż odbierze. Po trzech sygnałach usłyszałem głos mojego przyjaciela.
- Hazz- powiedział, a ja nawet nie musiałem go widzieć, żeby wiedzieć, że uśmiechnął się pod nosem. Mi w tamtym momencie zupełnie nie było do śmiechu. 
- Lou, to poważna sprawa musisz mi pomóc- westchnąłem przetwarzając sobie w myślach to, co będę musiał mu za chwilę powiedzieć. Niemniej jednak zdziwi go to.
- O co chodzi stary?- zapytał a ton jego głosu drastycznie się zmienił. Usłyszałem po drugiej stronie ciszę i już zacząłem się zastanawiać czy przypadkiem nas coś nie rozłączyło, ale gdy spojrzałem na ekran telefonu okazało się, że wszystko jest w porządku. Policzyłem do dziesięciu, starając się uspokoić moje serce, które znowu zaczęło bić w szaleńczym tempie.
- Musisz mi pomóc kogoś znaleźć- powiedziałem po czym usłyszałem dźwięk sygnału, który oznaczał koniec rozmowy. Przekręciłem kluczyki w stacyjce i ruszyłem w kierunku Fulham* 

*** 


Zapukałem cicho w dębowe drzwi i nie musiałem czekać nawet minuty na zobaczenie mojego przyjaciela w progu. Uściskałem go lekko na przywitanie, a on wiedział, że lepiej mnie nawet nie pytać co się stało widząc w jakim byłem stanie. Uśmiechnąłem się lekko kiedy prowadził mnie w kierunku salonu. Było w nim porozwalane tysiące książek na podłodze, biurku. Na małym stoliku stał otwarty laptop. Zawsze zastanawiałem się do czego potrzebuje aż tyle książek. Mój niepokój wzrastał kiedy widziałem przesuwające się wskazówki zegara. Pozostało mi sześć godzin na jej znalezienie. Jeśli wzięła te tabletki od razu po powrocie do domu to tak, zostało mi sześć godzin. Zazwyczaj działają one przez jakieś dwanaście godzin a można wykonać płukanie żołądka maksymalnie sześć godzin po zażyciu. Potem nie będzie już ratunku. Nie bez powodu dużo wiedziałem na ten temat. 

- Kogo mam znaleźć?- zapytał cicho, wystukując coś na swoim laptopie. Usiadłem wygodniej na kanapie starając się odtworzyć w pamięci wszystkie wspomnienia, które pozostały mi po jej spotkaniu. Wskazówki, cokolwiek co pomogłoby mi w jej znalezieniu. Kiedy powtórzyłem sobie pytanie przyjaciela w głowie, walnąłem się otwartą pięścią w czoło.
Kurwa Styles, jak mogłeś być tak głupi.
- Wiesz jak ma na imię? Nazwisko?- zapytał ponownie na co pokręciłem przecząco głową. Westchnął cicho na moją odpowiedź pocierając wskazującym palcem swoje powieki. Było dosyć późno, a ja siedzę mu na głowie, czułem się z tego powodu źle - Przykro mi stary, ale szanse na znalezienie tej osoby są... nikłe- powiedział ze współczuciem zamykając swojego laptopa. Przyłożył palec do swoich ust jakby się nad czymś intensywnie zastanawiał -Jakieś informacje odnośnie wyglądu bądź miejsca zamieszkania?- zapytał z udawaną nadzieją w glosie. Nagle doznałem olśnienia.
-Porusza się na wózku- powiedziałem niemalże szeptem. Louis jak porażony zerwał się z kanapy i podbiegł do biurka.
- No stary! Trzeba było tak od razu!- krzyknął włączając cały sprzęt - Skoro jest niepełnosprawna to musi być w Krajowym Rejestrze Osób Niepełnosprawnych a tam są podane wszystkie dane osobowe oraz miejsce zamieszkania bo opieka społeczna co ileś tam miesięcy sprawdza czy nie potrzebują dodatkowej opieki. Oprócz tego są zdjęcia tej osoby, aby móc ją łatwiej rozpoznać. To jest to! Niestety do tego rejestru mają dostęp tylko szpitale no i opieka społeczna, ale myślę, że bez trudu tam się dostanę. W końcu jestem najlepszym hakerem w mieście, nieprawdaż? - powiedział z uśmiechem na twarzy a przez moje ciało przeszła fala ulgi. Patrząc na zegarek a potem na Louisa, który z wypiekami na twarzy włamywał się do tego rejestru, zacząłem mieć nadzieję na to, że jeszcze uda mi się ją uratować - Chodź tutaj- powiedział i wyciągnął spod stołu stołeczek. Usiadłem obok niego i zobaczyłem przed sobą ekran pełen różnych cyferek, imion, nazwisk oraz adresów.
- Jest dziewczyną, tak?- zapytał uważnie mierząc mnie wzrokiem.
- Tak...- odpowiedziałem kiedy ten zaczął coś wpisywać na komputerze. W ułamku sekundy pojawiło się o wiele mniej profili niż przedtem. Cieszyłem się, że nie zadawał żadnych zbędnych pytań. Pierwszy raz poprosiłem go o coś takiego a on bez zbędnych ceregieli po prostu mi pomógł. Podałem mu wszystko co wiedziałem o dziewczynie. Mieszkała gdzieś w pobliżu Kings Road, miała brązowe włosy i oczy. Tylko tyle o niej wiedziałem, pomijając fakt, że porusza się na wózku. Nie miałem okazji poznać jej imienia. Po naszym gimnastykowaniu się zostało już tylko kilka profili. Lou naciskał po kolei na każdy z nich, ale żadne ze zdjęć nie odpowiadało temu co widziałem zaledwie kilka godzin temu. Kiedy już całkiem straciłem nadzieję, Lou skierował kursor na jeden z ostatnich profili. Poczułem jak kamień spadł mi z serca. 
- STÓJ!- krzyknąłem kiedy zatrzymał się na jednym z profili. Poczułem jak moja twarz oblewa się rumieńcem. 
- Blair Young, 20 lat, Belgrave Road, blok numer 9, mieszkanie 245- powiedział zapisując to co mówił na kartce czarnym długopisem a kiedy skończył, złożył kartkę na pół i podsunął mi ją.
Piękne imię dla pięknej dziewczyny.
Przemknęło mi przez myśl za co mentalnie się spoliczkowałem.
Harry, o czym ty do chuja myślisz. Masz ją uratować a nie fantazjować o niej.
Jednym ruchem lewej dłoni chwyciłem karteczkę i wsunąłem ją do tylnej kieszeni spodni. 
- Dzięki Lou, to dla mnie bardzo ważne- powiedziałem, klepiąc go po ramieniu. Zawsze mogłem na niego liczyć jeśli chodziło o takie sprawy, a ta była niecierpiąca zwłoki więc szybko wybiegłem z jego mieszkania i wsiadłem do swojego samochodu. Wstukałem adres do nawigacji i uważnie słuchając wskazówek, które były mi udzielane dotarłem do celu. Belgrave Road, to tutaj. Kiedy zamknąłem za sobą drzwi strach sparaliżował całe moje ciało. Bałem się tego co mogę za chwilę zobaczyć. Coś co mogę pokochać bądź znienawidzić. Bałem się spotkać ją nieoddychającą z sercem, które przestało bić. Nie mogła umrzeć, zostało jej tak wiele czasu. Jeśli stało się coś, co dotknęło ją tak bardzo, że doprowadziło ją do ostateczności, było mi jej naprawdę bardzo szkoda. Chociaż mnie też już niejedno spotkało, wiedziałem, że piekło, które ona przeżywała musi być nieporównywalne do mojego. Kiedy uważnie patrzyłem na tabliczki z numerami bloków, zacząłem się zastanawiać czy nie powinienem wezwać pogotowia. Pozostało pięć godzin, potem nie będzie odwrotu. Już wyciągałem telefon ze swojej kieszeni, kiedy zobaczyłem tabliczkę z numerem dziewiątym, która informowała mnie, że dotarłem do celu. Zacząłem się bać tak jak nigdy wcześniej. Postanowiłem, że zadzwonię po pogotowie dopiero wtedy, kiedy naprawdę będzie potrzeba. Może bała się i nie zrobiła tego. Miałem taką nadzieję. Popchnąłem drzwi wejściowe i z ulgą stwierdziłem, że były otwarte. Mieszkała w dosyć starej kamienicy co wiązało się z brakiem domofonu co bardzo mi odpowiadało. Kiedy tylko wszedłem do dusznego pomieszczenia w oczy od razu rzuciły mi się jaskrawo-zielone drzwi, które jakby krzyczały, że nie pasują do reszty. Numer 245. To było tutaj. Jeśli ktoś powiedziałby wtedy, że byłem przerażony byłoby to nieporozumieniem. Uczucie, które towarzyszyło mi w tamtym momencie przekraczało granicę strachu czy przerażenia. Nie można było tego nawet nazwać paniką. Nie wiedziałem sam jak nazwać to uczucie. To była panika połączona ze strachem i przerażeniem jednocześnie. Nogi mi się trzęsły a palce odmówiły posłuszeństwa kiedy delikatnie zapukałem w drzwi. Usłyszałem tylko ciszę przerywaną poszczekiwaniem psa z sąsiedniego mieszkania. Zapukałem jeszcze raz znowu nie otrzymując żadnej reakcji. Przełknąłem ślinę kiedy nacisnąłem klamkę a drzwi ustąpiły. 
Jak można być tak nieodpowiedzialnym i zostawić otwarte drzwi?
Przemknęło mi przez myśl kiedy wkroczyłem do ładnie urządzonego przedpokoju. Sweter, który miała na sobie wisiał na wieszaku, a buty zostały niedbale rzucone na podłogę. To dawało mi tylko wskazówki do tego, że to jej mieszkanie. Ona musiała tu mieszkać. Czułem się jak intruz przebywając w obcym domu, bez niczyjego pozwolenia. Wyjdę na świra jak nic. Otwierałem kolejno drzwi, nie spotykając jej w żadnym pokoju. Wszystko co dotychczas miało dla mnie jakikolwiek sens legło w gruzach kiedy dotarłem do salonu. Tam zobaczyłem coś co przerosło moje najśmielsze oczekiwania i jestem pewny, że nigdy nie wymarzę tego obrazu z pamięci, chociaż był mi tak bardzo znajomy. Wydawała się, że dryfuje już w swoim własnym świecie, nazywanym przez zwykłych śmiertelników niebem. Ona nie była śmiertelniczką. Była kimś znacznie więcej. Była kimś, kto może zmienić życie innych w niebo, do którego tak za wszelką cenę chciała się dostać. 

* dzielnica mieszkalna w Londynie


***


~ jeśli przeczytałeś/aś zostaw po sobie komentarz 




Pod ostatnią notką składałam Wam życzenia, więc teraz nie będę się zbytnio rozpisywać, życzę Wam wesołych świąt i szczęśliwego nowego roku aby był pełny miłości, samoakceptacji i cudownych przeżyć, o których warto będzie wspominać :)


@demisiaczek 




17 komentarzy:

  1. Czytałam z zapartym tchem. Twoje opowiadanie jest moim ulubionym, a jest ich bardzo mało. Strasznie podoba mi się twój sposób pisania. Wpadłaś na bardzo ciekawą tematykę bloga. Opowiadanie te nie jest jednym z tych monotonnych i ciężkich w czytaniu. Czyta się je lekko i bardzo przyjemnie. Co żadko się zdarza, bardzo sobie to cenie, może dlatego czytam tak mało opowiadań... Poruszasz ciężkie życiowe tematy realne, które dzieją się codziennie. Pozdrawiam wesołych świąt ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kocham to co piszesz. To jest tak bardzo inne, prawdziwe i smutne. Mam nadzieję, że nie stanie się jej nic bardzo poważnego, chociaż czym jest ból fizyczny do tego psychicznego?
    W składaniu życzeń nie jestem za dobra, dlatego wesołych świąt, dużo miłości i ciepła,
    @JaZiemniak_

    OdpowiedzUsuń
  3. Asdfghjkl to jest PER-FEKT! Naprawdę, wspaniałe, taki talent,tyle wygrać. Czekam niecierpliwie na nast:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział jest świetny, to niesamowite w jaki sposób piszesz. Twój blog ma bardzo ciekawą i niecodzienną tematykę. W dodatku emocje, które towarzyszą mi przy czytaniu są nie do opisania. Z niecierpliwością czekam na dalszy ciąg :)
    Ja również chciałabym ci życzyć wesołych świąt, abyś spędziła je w rodzinnym gronie oraz szczęśliwego nowego roku, miejmy nadzieję, że będzie lepszy :) @luuvvmyharreh

    OdpowiedzUsuń
  5. Uduszę, że skończyłaś w takim momencie. A teraz na poważnie. Rozdział jest po prostu piękny. Należysz do niewielkiego grona pisarek, które potrafią się tak rozpisać. Jesteś, według mnie, w tym mistrzynią. Jak nikt potrafisz wciągnąć w swoje jak i jednocześnie przemyślenia bohaterów. A to jest rzadko spotykane i bardzo, bardzo cenne.
    Co do wydarzeń, to ojejuuuu. Harry. Jejku. Nie wiem jak to opisać. Ale to mi się wydawało tak bardzo realne. Wiem, że Hazz jest silny i w tym opowiadaniu i w rzeczywistości, ale kiedy zaczął tak płakać, to było takie prawdziwe. I tak bardzo smutne. Zazdroszczę Adrienne w tym, że mogła być przy nim w tak ciężkiej chwili. A tak poza tym, to bardzo mnie ciekawi jej postać. Jest cudowną osobą, bez wątpienia, ale pozostaje tajemnicą. Właściwie jak większość. Uśmiałam się z Perrie, gdy wyszła taka zaspana, wywaliła się, ale się pozbierała i pognała dalej. Hahahah. Wyobraziłam sobie to tak bardzo, bardzo. No i no zabawne to było.
    Boję się o Blair. Nie mam pojęcia, czy wzięła te tabletki (podejrzewam, że tak). Mam nadzieję, że Harry się w porę zjawił.
    Trzymaj się ciepło ;** Dziękuję za życzenia i tobie również, jeszcze raz życzę Wesołych Świąt, Szczęśliwego Nowego Roku, wiary w siebie, uśmiechu na twarzy (i ma on obejmować, także oczy), spełnienia marzeń, no i samoakceptacji (która jest niezbędna by przeżyć w tych czasach). <33333333

    OdpowiedzUsuń
  6. Tamten długi komentarz, to był mój. Tylko zapomniałam się i napisałam go z niewłaściwego konta. Strasznie przepraszam cię, za zamieszanie.

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej! Chciałabym cię poinformować, iż twój blog został nominowany do Liebster Awards ;) Więcej informacji na blogu: http://but-do-you-really-want-to-be-alone.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. Cudo *-*
    Czekam na nn.
    @Niall_potato69

    OdpowiedzUsuń
  9. super
    pisz dalej 3mam kciuki

    OdpowiedzUsuń
  10. Cudowny rozdział, jak cały blog :) pisz dalej, czekam na nn, jesteś świetna!

    OdpowiedzUsuń
  11. Aaaaa brak słów budigsgudgd,fmkfj
    Zapraszam do nas: http://onedirectiononedreamonelove.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  12. Zakochalam sie w tym opowiadaniu.? Nie wiem czy to dobre okreslenie na to co dzis przeczytalam na tym blogu. Te wszystkie emocje i problemy glownych bochaterow ktorych jest pewnie wiecej i poznam je w dalszych rozdzialach ale mimo wszystko juz teraz wiem ze bede starac sie czytac regularnie to dzielo ktore napisalas i dzielisz sie z nami . Za co dziekuje bo uwielbiam takie blogi ktore opowiadaja o cierpieniu i problemach innych czesto zainspirowanych ich osobistymi przezyciami. Mam nadzieje ze nie zostawisz tego bloga i doprowadzisz ta historie do konca i dasz Harremu i Blair szczesliwe zakonczenie:) Czekam na nastepny wspanialy rozdzial:D
    Klaudia.xd

    OdpowiedzUsuń
  13. ten rozdział był pełen emocj.Kiedy czytam rozdział zawsze się zaczytuje tak,że praktycznienic do mnie nie dociera.Czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń
  14. OBY TAK DALEJ SŁONECZKO! ^^

    OdpowiedzUsuń
  15. Świetnie piszesz!
    Może przy okazji wpadniesz do mnie??
    http://i-want-you-to-stay-one-direction-blog.blogspot.com/
    Dziękuję :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Sweet rozdział dopiero co znalazłam twojego bloga i mówie że jest na +5 ;)

    OdpowiedzUsuń