15 grudnia, 2013

Rozdział drugi ,,Krzyk szeptem"


Ten rozdział dedykuję wszystkim krzykom, których nikt nie zdążył usłyszeć.


***


,,Nie możesz ratować innych dopóki nie uratujesz siebie" - Cassandra Clare


***

~Harry~


Wymieniliśmy między sobą kilka przerażonych i zdezorientowanych spojrzeń. Nikt nie był w stanie się odezwać, a niczyje usta nie otworzyły się aby wydobyć jakikolwiek dźwięk bądź słowo. Zapadła między nami niekomfortowa cisza. W jej oczach można było zobaczyć tylko jedno: strach i przerażenie. Wewnętrznie krzyczała i trzęsła się ze strachu oraz obawy przed tym, że ktoś może jej wyrządzić jakąkolwiek krzywdę. Zszokowany stałem tam kompletnie nie wiedząc jak zareagować. 

Co ja mogłem  zrobić? Zabrać jej te lekarstwa? Do czego jej były potrzebne? 
Kiedy kogoś boli głowa kupuje zazwyczaj opakowanie, maksimum dwa.
ALE DWADZIEŚCIA?! Przecież taka ilość lekarstw wystarczyłaby na więcej niż jednokrotne uśmierzenie bólu. W mojej głowie zaczęły powstawać różne ciemne scenariusze pisane ręką osoby, która obserwowała przebieg wydarzeń z boku, nie mając jakiejkolwiek szansy na uratowanie tonącej osoby, która rozpaczliwie chciała się czegoś złapać i wyjść z tego cało. Jeszcze chwilę temu wydawało się, że chce ode mnie uciec, a teraz siedziała tam i patrzyła na mnie tymi swoimi wielkimi, brązowymi oczami z domieszką koloru złotego. Były niesamowicie piękne i na swój własny sposób intrygujące. Przycisnęła torbę do swojej piersi jakby bała się, że ktoś mógłby ją odebrać. Nadal przetwarzałem to wszystko w głowie. Myśl o tym co ta dziewczyna chce sobie zrobić podziałała na mnie niczym wiadro lodowatej wody. Otrząsnąłem się z amoku, kiedy poskładałem wszystkie elementy układanki w jedną zgodną całość.
Co ona najlepszego wyprawia...
Nim zdążyłem cokolwiek powiedzieć dziewczyna zaczęła z całej siły pchać swój wózek w kierunku bramy oddzielającej park od reszty miasta. Moje oczy szeroko się rozszerzyły na widok tego z jaką prędkością się poruszała. Obróciłem się napięcie i zacząłem za nią biec ile sił w nogach. Dlaczego to zrobiłem? Naprawdę nie mam pojęcia. Nogi co chwilę odmawiały mi posłuszeństwa, co u mnie było dosyć niespotykanym zjawiskiem ponieważ zawsze szybko biegałem. Może to przez to omdlenie? Moja kondycja w ostatnim czasie spadła niemalże do zera. Spanikowałem kiedy straciłem brunetkę z pola widzenia i sfrustrowany zacząłem rozglądać się po bokach. Miałem nad nią przewagę, chociażby pod tym względem, że nie zostałem pozbawiony takiej umiejętności jaką jest chodzenie. Kiedy bardzo nierozważnie, narażając przy tym swoje życie przebiegłem przez pasy lądując kilka metrów od samochodu, zwolniłem kroku. Po kilku minutach ponownie usłyszałem pisk opon po czym leżałem na pasach wysłuchując morałów prawionych przez kierowcę, jaki to jestem nieostrożny i nieodpowiedzialny. Moją głowę zaprzątała mi tylko dziewczyna, którą próbowałem za wszelką cenę odnaleźć co poskutkowało zupełnym zapomnieniem o słuchaniu. Przecież nie mogła zajść daleko, w końcu Londyn jest bardzo zatłoczony, a jeżdżąc na wózku dotarcie do jakiegokolwiek przystanku autobusowego zajmuje wieki. Wzruszyłem ramionami i nie będąc do końca pewny swojej decyzji, zrezygnowałem z dalszych poszukiwań. Kiedy szedłem w kierunku swojego mieszkania nasunęła mi się pewna myśl. 

Dlaczego sobie odpuszczam wiedząc, że ona w każdym momencie może sobie wyrządzić krzywdę? Nie była dla mnie nikim bliskim, ale biorąc pod uwagę to, że w jakiś sposób mnie "uzdrowiła" dawało mi to powody do tego aby tak sądzić. Moją wadą jest właśnie to, że za szybko się poddaje. Nie mam w sobie woli walki. Trzeba mieć ją po prostu we krwi, a patrząc na mojego ojca zdecydowanie ją miał. Tylko wykorzystywał tę cenną umiejętność do tego czego nie trzeba. Przed oczami nadal widziałem drzewo, pod którym jeszcze kilka sekund temu starałem się przywrócić moje serce do pracy. Znowu zwolniło. Znowu nie w tym momencie co trzeba. Byłem ciekaw tego czy widziała to wszystko. Nie miałem pojęcia jak długo tam stała, ale jestem pewien, że zobaczyła to czego nie powinna. Rozglądałem się na wszystkie strony z odrobiną nadziei na to, że jakimś cudem znajdę ją w ulicznym tłumie. Niestety tak się nie stało. Otworzyłem drzwi mojego skromnego mieszkania. Wiedziałem co chcę zrobić i co się wydarzy kiedy tylko przekroczę próg swojego pokoju. W takich sytuacjach przynosiło mi to niesamowitą ulgę. Pozostawało mi modlić się o siłę dla tej dziewczyny i siebie samego. W głębi duszy wiedziałem, że mi już nic nie pomoże. Ona jeszcze ma szansę aby wygrać tę wojnę tylko teraz toczy ze sobą walkę, która jest częścią tego koszmaru. Wygra ją. Jestem tego pewien. Po samym jej zachowaniu oraz stylu bycia wnioskuję, że nie zrobi tego co miała w zamiarach. Chciała tylko żeby ktoś w końcu usłyszał jej krzyk, nie wiedząc tak naprawdę, że takich krzyków jest tysiące. Ja też krzyczę tyle, że nikt nie może tego usłyszeć.
Odetchnąłem z ulgą kiedy stwierdziłem, że chłopaków nie ma jeszcze w domu. Nie byłem ciekaw tego gdzie byli. Mogłem przejść do działania.


~Blair ~


Zniecierpliwiona czekałam aż farmaceutka w białym fartuchu skończy pakować moje zakupy do przezroczystej reklamówki. Nie pomyślałam nawet o tym żeby wziąć ze sobą czegoś w czym mogłabym to ukryć. Obejrzałem się za siebie ale ku mojej uldze w aptece nikogo nie było z wyjątkiem staruszki, która właśnie wychodziła. Aptekarka posłała mi pytające spojrzenie na co odpowiedziałam jej tylko niewyraźnym, wymuszonym uśmiechem. Kiedy zapłaciłam, grzecznie podziękowałam i zjechałam po przejściu dla niepełnosprawnych na zewnątrz. Kiedy znalazłam się już na równym gruncie poczułam przejmujący ból w tylnej części głowy. Dotknęłam dłonią bolącego miejsca i po chwili poczułam jak ciepła ciecz moczy moje drobne palce. Gdyby była zima bez zastanowienia założyłabym czapkę, ale noszenie wełnianych czapek w lipcu, nawet w takim miejscu jakim był Londyn, byłoby potwornie dziwne. Wytarłam palce w mokrą chusteczkę, którą chwilę później wyrzuciłam do kosza na śmieci. Pozostało mi tylko mieć nadzieję na to, że nikt nie zauważy wielkiej, czerwonej plamy na moich włosach. Co chwilę zerkałam do boku aby wzrokiem pożegnać budynki, w których przesiadywałam niemalże codziennie. Mała kawiarenka, biblioteka a także sklep z zabawkami, w którym pracowałam jako nastolatka. Na mojej twarzy pojawił się promienny uśmiech, kiedy zobaczyłam witrynę sklepu muzycznego, w którym wspólnie z rodzicami kupiliśmy moje pierwsze pianino. Przymknęłam oczy myślami wracając do najcudowniejszych ale też najgorszych momentów mojego krótkiego dzieciństwa.


Retrospekcja


- Mamo! mamo!- zawołała mała dziewczynka, próbując wdrapać się na stołeczek, który był postawiony przy pianinie. Kobieta z uśmiechem na twarzy podeszła do swojej córeczki. Była ubrana w zwiewną, kwiecistą sukienkę. Emanowało od niej szczęście i spokój.

- Podoba ci się Catalonio?- zapytała ciepłym głosem, kucając przy niej tak aby móc ją zobaczyć. W środku czuła ulgę bo to oznaczało koniec wielogodzinnego poszukiwania pierwszego pianina dla jej córki. Ta pokiwała energicznie główką a z jej twarzy nie schodził uśmiech. Była taka szczęśliwa. Po chwili do ich dwójki dołączył wysoki, nieogolony mężczyzna przed trzydziestką. Kucnął obok swojej żony, mierząc ją badawczym wzrokiem. Po chwili przeniósł ją na siedmiolatkę i delikatnie ścisnął jej dłoń.
- Świetny wybór kochanie, jest bardzo ładne, niedrogie i sprzedawca też je chwali- powiedział gładząc lewą dłonią lśniącą powierzchnię instrumentu. Dziewczynka uśmiechnęła się szeroko co wywołało u jej rodziców wybuch śmiechu. Siedmiolatce od niedawna zaczęły wypadać pierwsze zęby. Bez dwóch przednich zębów wyglądała wprost przekomicznie. Po chwili spod jej palców zaczęła wypływać spokojna melodia a wyraz jej twarzy z rozbawionej zamienił się w skoncentrowaną. Dumni rodzice patrzyli z boku na początki kariery ich córki, nie wiedząc co się stanie potem. Ostatnią rzeczą o jakiej chcieli myśleć było pianino, kiedy dziewczynka schowała się w szafie aby uniknąć bólu, który w tamtym momencie spoczywał na ramionach jej matki. Mężczyzna z przerażeniem wymalowanym na twarzy ściskał drobne ciało jej matki, nie pozwalając mu na ucieczkę. 
Tak oto skończyło się dzieciństwo, siedmioletniej Blair Catalonii Young. 

Koniec retrospekcji 


Uśmiechnęłam się smutno i zaczęłam się rozglądać za jakimś skrótem do mieszkania aby nie musieć wracać zaludnionymi ulicami, gdzie wszyscy mogli mnie zobaczyć z torbą pełną lekarstw. Po chwili namysłu wybrałam park, który mimo tego, że jest bardzo duży, nie jest zbyt popularny. Szkoda, bo to naprawdę piękne miejsce, idealne aby kogoś zabrać na spacer bądź po prostu pobyć samemu ze sobą. Rosło tam bardzo dużo drzew aż w końcu powstał zwyczaj wydłubywania swoich inicjałów w ich korze co przyniosło zupełnie odwrotny efekt od oczekiwanego. Większość tych drzew jest pomnikami przyrody, więc został wprowadzony na to kategoryczny zakaz, o którym można było się dowiedzieć z tabliczki wiszącej przy bramie. Zwyczaj ten powstał już dawno temu. Na którymś z drzew znajdują się także inicjały moich rodziców, a może i nawet dziadków. Uśmiechnęłam się, na samą wzmiankę o nich i odruchowo spojrzałam w górę, aby móc podziwiać błękitne niebo. Wiedziałam, że moja mama nie może się już doczekać kiedy do niej dołączę. Spuściłam wzrok przypominając sobie o tej drugiej osobie, której obraz był nadal wyraźny w mojej głowie. Czułam jakby nadal przy mnie była. Chciałam aby to ktoś inny przy mnie był. Potrzebowałam ich tak bardzo jak anioł potrzebuje swych skrzydeł żeby móc latać.
Westchnęłam z ulgą kiedy zobaczyłam znajomą bramę, wokół której rosły dzikie róże, oddając cały klimat tego miejsca. Podjechałam w stronę niewielkiego jeziorka, tak aby móc mu się dokładnie przyjrzeć. Niemiłosierny upał sprawił, że po moim ciele zaczęły spływać kolejne kropelki potu. Mój ubiór nie był przystosowany do dzisiejszej pogody. Zdecydowanie. Przez całą tę drogę, nie mogłam pozbyć się odczucia, że nie jestem tutaj sama. Kiedy obróciłam się napięcie aby sprawdzić czy to prawda, widok który przed sobą ujrzałam przyprawił mnie o zawroty głowy. Stał zaledwie kilka metrów przede mną ale był dosyć wyraźny. Chwycił się za klatkę piersiową i powoli osunął się jak drzewo. Zakaszlał głośno a z jego gardła wydobył się głośny świst. Chciałam krzyknąć, zrobić cokolwiek ale doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że nic nie mogłam zrobić. Byłam bezradna. Zmarszczyłam brwi kiedy zobaczyłam jak przymyka oczy i liczy po cichu do dziesięciu. Wyglądało to tak jakby nad czymś intensywnie myślał. Po chwili otworzył oczy i przekręcił głowę w moją stronę. Miał zdziwiony wyraz twarzy kiedy jego usta zacisnęły się w cienką linię. Nie wiedziałam co powiedzieć ani jak mu pomóc. Co się stało? Dlaczego zasłabł? 

Odruchowo przycisnęłam swoją reklamówkę do piersi. Mierzyliśmy się spojrzeniami nic nie mówiąc. W jego oczach błysnęło... współczucie?
Po chwili podniósł się się z ziemi opierając ciężar swojego ciała o drzewo. Oczyścił swoje spodnie, na których zdążyła się już nazbierać odrobina piachu . Odwrócił się tak aby stać ze mną twarzą w twarz. No może niezupełnie ponieważ nadal dzieliło nas kilka metrów a nikt z nas nie miał odwagi wykonać pierwszego kroku. Mierzyliśmy się nawzajem wzrokiem a ja zaczęłam zapamiętywać cechy jego wyglądu, wiedząc, że już go pewnie więcej nie zobaczę. Jego włosy były w odcieniu ciemnej czekolady. Nic nadzwyczajnego gdyby nie to, że były mocno pokręcone i ułożone w sposób, który dodawał mu atrakcyjności. Skarciłam siebie w duchu za to, że nigdy nie przepadałam za kolorem zielonym. Gdyby wszystkie ubrania były w takim odcieniu jak jego oczy z przyjemnością bym je nosiła. Uśmiechnęłam się lekko kiedy spojrzałam na jego malinowe, pełne usta, które aż się prosiły żeby ich dotknąć. Odwzajemnił mój uśmiech aż nagle jego zielone oczy skierowały się w miejsce gdzie trzymałam moją reklamówkę. Błysnęło w nich przerażenie, na co mocniej ją ścisnęłam. Spojrzał mi prosto w oczy na co się skuliłam. W jego oczach było widać smutek. Wiedział co chciałam zrobić. 

Zaczęłam uciekać. Pędziłam przez zatłoczone ulice Londynu zupełnie tak jakby zależało od tego moje życie. Słyszałam za sobą jego kroki i głos, ale postanowiłam na to nie reagować. Gdybym się zatrzymała pewnie oczekiwałby wyjaśnień, a ja wtedy bym pękła. Niby co miałam mu powiedzieć? Kiedy w końcu zobaczyłam blok, w którym mieszkam zebrałam się na odwagę i spojrzałam za siebie. Zniknął tak jakby nigdy go nie było.
Moje mieszkanie znajdowało się na najniższym piętrze więc nie musiałam być zdana na czyjąś łaskę. Mogłam się przemieszczać w miarę normalnie bez niczyjej pomocy. Kiedy weszłam do mieszkania zamknęłam się od środka i rzuciłam klucze na szafkę stojącą przy drzwiach. Zdjęłam gruby sweter i odwiesiłam go na swoje miejsce. Torba z apteki nadal spoczywała na moich kolanach. Usiadłam w przytulnym salonie i po chwili namysłu zasłoniłam rolety. Delikatnie zsunęłam się z wózka i usiadłam na brązowej kanapie. Westchnęłam cicho kiedy zobaczyłam zaschniętą krew na swoich dłoniach.
Musiałam mieć w sobie bardzo dużo krwi  skoro się do tej pory nie wykrwawiłam. Uśmiechnęłam się na tę myśl po czym zapadła grobowa cisza. Drżącą ręką zaczęłam wyjmować biało-różowe opakowania tabletek powoli obracając je w dłoniach. W drugiej dłoni dzierżyłam szklaną butelkę z przezroczystym płynem. To zbyt piękne żeby było prawdziwe. Naprawdę tylko tyle wystarczy abym nie musiała już więcej cierpieć?
To niesamowite jak wydatek obejmujący nie więcej niż dwadzieścia funtów może ucieszyć załamanego człowieka. Moje marzenia się spełniają a wszystko idzie według planu.
Odłożyłam delikatnie rzeczy, które wcześniej trzymałam, tak jakbym się bała, że mogą w jednym momencie zniknąć i już więcej nie wrócić. Nie mogłam odejść tak po prostu bez słowa. Nie chciałam pozostawiać mojej przyjaciółki w jej własnym smutku. Zaczęłam wystukiwać na ekranie dotykowego telefonu, treść wiadomości do Cornelii, którą znałam od wczesnego dzieciństwa.

"Nie przychodź dzisiaj, dam sobie radę xo- Catalonia"



Uśmiechnęłam się półgębkiem na widok mojego starego przezwiska na ekranie telefonu. Tylko nieliczni mają przywilej zwracania się do mnie moim drugim imieniem. 



"Podaj mi przynajmniej jeden powód, dla którego mam nie przychodzić. Cat, co ty kombinujesz?- Cornelia"



Jak zwykle przejrzała mnie na wylot. Znała mnie za długo, żeby nie wiedzieć, że coś jest nie tak. Chwilę się zastanawiałam nad odpowiedzią zanim zaczęłam szybko wystukiwać odpowiedź:



"Nic nie kombinuję. Jest ok zostań w domu i odpocznij ;) - Catalonia"



Po wysłaniu wiadomości upuściłam telefon a jego ekran rozbił się na milion drobnych kawałeczków. Kurwa. Przeklęłam siebie w duchu, delikatnie podnosząc go z podłogi. Po chwili zdałam sobie sprawę z tego, że już mi się raczej nie przyda. Cornelia dzisiaj nie przyjdzie więc miałam dostatecznie dużo czasu aby przemyśleć swoją decyzję. Ale tak naprawdę już ją dawno podjęłam. Nic nie mogło mnie powstrzymać. Postanowiłam sobie coś a mam to do siebie, że obietnic zawsze dotrzymuję. Powoli, trzęsącymi rękoma otworzyłam tekturowe pudełko kolejno wyjmując z niego białe pastylki. Po opróżnieniu pierwszego zrobiłam to samo z kolejnymi. Równomiernie rozłożyłam je na brązowej tapicerce, aby zacząć liczenie. Każdą brałam po kolei w dłoń i dokładnie oglądałam. Było ich razem sześćdziesiąt cztery. Szczerze powiedziawszy to pierwszy raz w życiu trzymałam tyle tabletek w jednej dłoni. To niesamowite uczucia. Poczułam się nagle jak władca swego własnego świata. Z uśmiechem na twarzy wzięłam pierwszą do buzi i popiłam przezroczystym płynem. Czułam jakby ktoś zaczął wypalać moje wnętrzności i zamieniać je w tańczący potok alkoholu. Chwyciłam po następną porcję powtarzając czynność i robiłam tak z każdą następną. Ostatnia garść niemalże stanęła mi w gardle, kiedy starałam się ją popić ostatnią kroplą alkoholu. Bez zastanowienia roztrzaskałam butelkę z alkoholem o moją twarz wydobywając z siebie cichy krzyk. Upuściłam resztki szkła, które opadły z głuchym dźwiękiem o drewnianą posadzkę. Załkałam głośno czując jak drobinki szkła drażnią moje delikatne oczy, aby po chwili patrzeć jak łzy mieszają się z krwią. Poczułam jak ktoś kładzie dłoń na moim ramieniu, powstrzymując mnie od kontynuowania, ale gdy spojrzałam za siebie nikogo nie zobaczyłam. Zupełnie nie wiadomo czemu, pomyślałam o chłopaku, którego spotkałam kilka godzin wcześniej w parku.

Może to on telepatycznie wysyłał mi znaki i ostrzeżenia? Mam przestać? Muszę przestać? Kurwa! Nagle w głowie zapaliła mi się czerwona lampka z napisem stop. Upuściłam puste pudełko tabletek, zdając sobie sprawę, że jest już za późno na czyjkolwiek ratunek. Nie zdążył mnie uratować. Koniec gry. To było ostatnie o czym zdążyłam pomyśleć, zanim zasnęłam bojąc się tego co miało za chwilę nastąpić. Pierwszy raz w swoim życiu zaczęłam bać się śmierci. 

***

~jeśli przeczytałaś/eś zostaw po sobie komentarz


Na wstępie chciałam Was przeprosić za tak długi czas oczekiwania, ale sami wiecie szkoła, zajęcia, a z moim zdrowiem ostatnio też nie jest najlepiej. A tak poza tym każda próba pisania rozdziału kończyła się oglądaniem kolejny raz This Is Us na kinomaniaku, hihi. Chciałam wynagrodzić wam to dłuższym rozdziałem więc wymagał on poświęcenia większej ilości czasu i pracy. Dosyć dużo się w nim dzieje i jest retrospekcja więc mam nadzieję, że wam się spodoba. Sama nie jestem z niego zadowolona, im więcej razy go czytałam tym mniej mi się podobał.

A teraz kilka spraw:

1.Nie wiem czy przed świętami uda mi się dodać rozdział więc chcę już Wam życzyć zdrowych, rodzinnych świąt spędzonych w gronie najbliższych, mnóstwa prezentów, miłego oglądania Kevina oraz żeby całe jedzonko poszło wam w cycki! Szczęśliwego nowego roku, aby był on szczęśliwszy od tego minionego oraz wszystkiego czego sobie tylko zamarzycie. 
2. Mój nowy username na twitterze to @demisiaczek poza tym uaktywniłam swojego starego aska, do którego link macie w zakładce "Kontakt"


DZIĘKUJE ZA PONAD 1000 WEJŚĆ!!!! 


Następne rozdziały będą- według mnie, najważniejszymi rozdziałami całego opowiadania, więc czekajcie na nie cierpliwie. Będą one wyjaśniały wszystko oraz opowiadały historię głównych bohaterów, która nie jest niestety malowana kolorowymi kredkami.

@demisiaczek



15 komentarzy:

  1. To jest tak bardzo smutne, ale i śliczne. Strasznie mi się podoba. Szkoda, że możesz się nie wyrobić przed świętami, ale będę czekać cierpliwie.
    @Malinap_xd

    OdpowiedzUsuń
  2. omg Kasia, to jest cudne*---* kocham, pomimo, że nie przepadam za nim, to to jest po prostu omb*-* czekam na następny skarbie <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie będę pisać, że to jest cudowne, bo problemy tej dziewczyny na pewno takie nie są. Umiesz bardzo dobrze opisywać ludzkie emocje i odczucia, co niestety rzadko się zdarza. Przedstawiłaś niezwykłe osoby, chłopaka, który mimo kochającej rodziny ma myśli samobójcze i dziewczyny boleśnie skrzywdzonej przez los. Z pewnością będę kontynuować czytanie. Życzę weny i powodzenia :)
    Care

    OdpowiedzUsuń
  4. Przeczytałam wszystko co znajduje się na razie na tym blogu i nie mogę przestać płakać. To coś cudownego. Czekam na więcej, bo doskonale Ci idzie. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Często ludzie krzyczą szeptem, a to najbardziej boli...

    OdpowiedzUsuń
  6. To jest taka historią która emanuje prawdą czuję się jakbym czytała o mnie czy moich przyjaciołach. Nie mogę powstrzymać łez, nie umiem dobrac odpowiednich słów aby wyrazić co czuję to czytając, bo w ostatnich tygodniach bardzo mi ciężko...

    OdpowiedzUsuń
  7. Jestes
    aniołem
    Który
    Ulecza
    Podcięte
    Skrzydła.
    Nie zdajesz sobie nawet sprawy jak mi pomagasz...

    Ps komentarz pod wpisem o autorce o kasi był mój ...

    @loser ? _ never !

    OdpowiedzUsuń
  8. czekam na kolejny <3

    OdpowiedzUsuń
  9. Yhh! Blair! Co ty wyprawiasz? Znaczy, wiem, że jej życie było trudne, ale dlaczego chce się poddać? Tak bardzo chciałabym do niej podejść i ją przytulić. Jednak myślę, że nie to jest jej naprawdę potrzebne. Ona potrzebuje kogoś, kto da jej poczuć coś więcej, nie tylko przyjaźń. Mam nadzieję, że tą osobą będzie Harry, choć kto wie, jak potoczą się ich losy? Wracając do Harrego. Przeraża mnie myśl, co chce zrobić. Domyślam się, co to, ale wolę tego nie wypowiadać na "głos". Chłopie, opamiętaj się!
    Trzymaj się mocno ;** I również ci życzę wspaniałych i szczęśliwych świąt! Oby te dni były dla ciebie jak najlepsze! Dały ci trochę spokoju, odpoczynku i czego byś sobie tam jeszcze wymarzyła! ; **

    OdpowiedzUsuń
  10. Wow, czkam na następny. Ten był cuuudowny;*!! Kofam!! @Mikusia__

    OdpowiedzUsuń
  11. Jejku, cudowny. Taki... Prawdziwy. Pierwszy raz ktoś aż tak mnie rozumie. :) jestem ci za to wdzięczna. ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. nie mam słów! *.*
    @hellomyswaggie

    OdpowiedzUsuń
  13. Kurcze nie umiem opisać tego co czuję po przeczytaniu tego rozdziału
    ty tak świetnie opisujesz emocje bohaterów że czułam się tak jakbym tam z nimi była i czułam to co oni
    jesteś niesamowita!
    @just_breathexx

    OdpowiedzUsuń